Myślałeś kiedyś, że za twoją filiżanką porannego espresso stoi sam diabeł? Nie? Ja też nie, przynajmniej dopóki nie wybrałam się do Salwadoru.
Górzyste tereny Salwadoru usiane są plantacjami. Ciepły, wilgotny klimat w połączeniu z górską rzeźbą terenu pozwalają na produkcję kawy najwyższej jakości. Nic więc dziwnego, że każdą wolną przestrzeń wykorzystuje się pod jej uprawę. Nie inaczej jest w Apanece, malutkim miasteczku położonym na północy kraju.
Apaneka jest dosłownie otoczona plantacjami kawy. Północ, południe, wschód, zachód – w którąkolwiek stronę nie spojrzymy, naszym oczom ukażą się wzgórza gęsto pokryte krzewami kawy. Przechadzając się po jednym z nich spotykam Jose, kontuzjowanego sportowca, który biegając po okolicy próbuje utrzymać formę. Znudzony szarą codziennością Apaneki, od razu postanawia zostać moim przewodnikiem.
– Widzisz to wzgórze? – pyta Jose – Należy do Carlosa Bartesa. A tamto? To również Bartes. A tę wielką posiadłość w dolinie? Bartes. Wszystko, co jest w zasięgu wzroku należy do Bartesa. Do niego należy cała Apaneca.
– To wszystko należy do jednego tylko człowieka? – dziwię się.
– Dokładnie.
– To wszystko należy do jednego tylko człowieka? – dziwię się.
– Dokładnie.
Rozglądam się po okolicy. Kawa, kawa, kawa. Czasem pojawiają się inne rośliny. Są kakaowce i bananowce. Są drzewa awokado i mango. Jednak to kawa dominuje w okolicznym krajobrazie. A przecież wszystko, co w zasięgu wzroku należy do Bartesa.
– To musi być bardzo bogaty człowiek. Taka ilość kawy? I to arabiki? Pewnie jest milionerem – próbuję zachęcić mojego rozmówcę, by opowiedział mi coś więcej.
-Bartes jest zamożnym człowiekiem. Tak zamożnym, że banki w Salwadorze, ani w Szwajcarii nie chcą przyjmować już jego pieniędzy. Wersja oficjalna mówi, że tego majątku dorobił się na kawie. Ale przecież nikt nie staje się bogatym ot tak. Mówi się, że Bartes zawarł pakt z samym diabłem.
-Z diabłem? A Ty w to wierzysz?
-Zawsze do takich historii podchodziłem bardzo sceptycznie. Aż do czasu, gdy wybrałem się w okolice willi Bartesa. Wchodząc na teren jego posiadłości wyczuwa się bardzo dziwne wibracje. Zbliżając się do domu Bartesa czujesz dreszcze. Z każdym krokiem las robi się gęstszy i ciemniejszy. Jest południe, a wokół jest ciemno, jakby był środek nocy. Na całym ciele pojawia ci się gęsia skórka. Coś zaczyna cię ściskać w gardle. W powietrzu można wręcz wyczuć niepokój. To muszą być siły nieczyste.
-Wszyscy, którzy tam przechodzą, maja podobne odczucia?
-Ten, kto raz się tam udał, nie chce już tam wracać. Każdego z nas na samą myśl powrotu przechodzą dreszcze. Raz poszedłem tam z koleżanką. Chciała doświadczyć atmosfery tego miejsca. Rozpłakała się jeszcze nim dotarliśmy do willi Bartesa. Mówi, że widziała zakrwawione, cierpiące katusze dziecko. Przed nią była jednak tylko pusta przestrzeń…
– Miałeś kiedyś okazję spotkać Bartesa?
– Jeden jedyny raz. Do dziś pamiętam ciężar jego spojrzenia. Ma czerwone oczy i mocno przeszywający wzrok. Nie byłem w stanie patrzeć mu prosto w oczy…
– Spotkałeś go tylko raz? Tak rzadko pojawia się na terenie plantacji?- dopytuję.
– Bartes mieszka w San Salwadorze. Do Apaneki przyjeżdża jednak regularnie. Co jakiś czas na terenach plantacji słychać odgłosy motoru. Gdy słyszysz ten dźwięk, możesz być pewna, że to Bartes. Udaje się on jednak bezpośrednio na jedno z okolicznych wzgórz. Tam zamyka się w jaskini i… rozmawia z diabłem. Czasem znika tak na kilka dni.
Bartes na terenie swojej posiadłości ma również pas startowy. Niekiedy przylatuje więc helikopterem. Zwykle wtedy, gdy dialog z diabłem jest naprawdę pilny. Gdy w okolicy widzisz przelatujący helikopter, możesz być pewna, że to Bartes udający się do jaskini na pertrakcje z diabłem.
-Bartes jest zamożnym człowiekiem. Tak zamożnym, że banki w Salwadorze, ani w Szwajcarii nie chcą przyjmować już jego pieniędzy. Wersja oficjalna mówi, że tego majątku dorobił się na kawie. Ale przecież nikt nie staje się bogatym ot tak. Mówi się, że Bartes zawarł pakt z samym diabłem.
-Z diabłem? A Ty w to wierzysz?
-Zawsze do takich historii podchodziłem bardzo sceptycznie. Aż do czasu, gdy wybrałem się w okolice willi Bartesa. Wchodząc na teren jego posiadłości wyczuwa się bardzo dziwne wibracje. Zbliżając się do domu Bartesa czujesz dreszcze. Z każdym krokiem las robi się gęstszy i ciemniejszy. Jest południe, a wokół jest ciemno, jakby był środek nocy. Na całym ciele pojawia ci się gęsia skórka. Coś zaczyna cię ściskać w gardle. W powietrzu można wręcz wyczuć niepokój. To muszą być siły nieczyste.
-Wszyscy, którzy tam przechodzą, maja podobne odczucia?
-Ten, kto raz się tam udał, nie chce już tam wracać. Każdego z nas na samą myśl powrotu przechodzą dreszcze. Raz poszedłem tam z koleżanką. Chciała doświadczyć atmosfery tego miejsca. Rozpłakała się jeszcze nim dotarliśmy do willi Bartesa. Mówi, że widziała zakrwawione, cierpiące katusze dziecko. Przed nią była jednak tylko pusta przestrzeń…
– Miałeś kiedyś okazję spotkać Bartesa?
– Jeden jedyny raz. Do dziś pamiętam ciężar jego spojrzenia. Ma czerwone oczy i mocno przeszywający wzrok. Nie byłem w stanie patrzeć mu prosto w oczy…
– Spotkałeś go tylko raz? Tak rzadko pojawia się na terenie plantacji?- dopytuję.
– Bartes mieszka w San Salwadorze. Do Apaneki przyjeżdża jednak regularnie. Co jakiś czas na terenach plantacji słychać odgłosy motoru. Gdy słyszysz ten dźwięk, możesz być pewna, że to Bartes. Udaje się on jednak bezpośrednio na jedno z okolicznych wzgórz. Tam zamyka się w jaskini i… rozmawia z diabłem. Czasem znika tak na kilka dni.
Bartes na terenie swojej posiadłości ma również pas startowy. Niekiedy przylatuje więc helikopterem. Zwykle wtedy, gdy dialog z diabłem jest naprawdę pilny. Gdy w okolicy widzisz przelatujący helikopter, możesz być pewna, że to Bartes udający się do jaskini na pertrakcje z diabłem.
Nie wiem, co powiedzieć, ani o co zapytać. Pozwalam więc mojemu przewodnikowi mówić dalej.
– Mówi się, że Bartes zamienia się w węża, by strzec posiadłości – kontynuuje Jose – W Salwadorze zwykle po dostrzeżeniu węża zabijamy go przy pomocy maczety. Nie wiadomo przecież, czy ten skurczybyk Cię zaraz nie ukąsi… Jednak nie na terenie plantacji Bartesa. Tutaj jest to prawie niemożliwe. Wielu pracowników plantacji po spotkaniu z wężem traciło przytomność. Nie pamiętali nic z tego, co się stało. Opowiadają, że chodząc po plantacji spostrzegli węża, zamachnęli się maczetą i… Czarna plama. Dziura w pamięci. Gdy się ocknęli byli poharatani na całym ciele. Mieli zadrapania na twarzy, gardle i rękach, a w powietrzu wyczuwali dziwny niepokój. Jeśli to nie są siły nieczyste, to co?
– Sam właściciel nie lubi, gdy po jego terenach krążą obcy. Jest nawet gotowy zabić intruzów – kontynuuje Jose. – Nigdy nie udowodniono mu zabójstwa, ale wielu zniknęło na terenie jego posiadłości. Regularnie zastawia pułapki. Kopie głębokie dziury, które następnie zakrywa trawą. Dusze przechodniów i pracowników, którzy weń wpadną poświęca diabłu.
– Składa ofiarę ze swoich pracowników?
– Nie tylko z pracowników. Dwóch z pięciu synów Bartesa już nie żyje. Pierwszy popełnił samobójstwo. Pewnego dnia spacerował po plantacji wraz ze strażnikiem. Razem strzegli posiadłości już od kilu godzin, gdy nagle młody chłopak zniknął. W jednej chwili znalazł się poza zasięgiem wzroku. Strażnik szukał go i szukał, lecz znaleźć nie umiał. Odnaleziono go dopiero po upływie dwóch dni. A raczej: odnaleziono jego ciało. Zwisało na zawieszonym na drzewie sznurze. Jego brat zmarł niedługo później w wypadku samochodowym. I choć minęło już wiele lat, okoliczności wypadku są wciąż niewyjaśnione.
Myślisz, że te śmierci są przypadkowe? Bogactwo nie przyszło samo z siebie. By zdobyć majątek, Bartes musiał poświęcić diabłu dwóch synów.
– Sam właściciel nie lubi, gdy po jego terenach krążą obcy. Jest nawet gotowy zabić intruzów – kontynuuje Jose. – Nigdy nie udowodniono mu zabójstwa, ale wielu zniknęło na terenie jego posiadłości. Regularnie zastawia pułapki. Kopie głębokie dziury, które następnie zakrywa trawą. Dusze przechodniów i pracowników, którzy weń wpadną poświęca diabłu.
– Składa ofiarę ze swoich pracowników?
– Nie tylko z pracowników. Dwóch z pięciu synów Bartesa już nie żyje. Pierwszy popełnił samobójstwo. Pewnego dnia spacerował po plantacji wraz ze strażnikiem. Razem strzegli posiadłości już od kilu godzin, gdy nagle młody chłopak zniknął. W jednej chwili znalazł się poza zasięgiem wzroku. Strażnik szukał go i szukał, lecz znaleźć nie umiał. Odnaleziono go dopiero po upływie dwóch dni. A raczej: odnaleziono jego ciało. Zwisało na zawieszonym na drzewie sznurze. Jego brat zmarł niedługo później w wypadku samochodowym. I choć minęło już wiele lat, okoliczności wypadku są wciąż niewyjaśnione.
Myślisz, że te śmierci są przypadkowe? Bogactwo nie przyszło samo z siebie. By zdobyć majątek, Bartes musiał poświęcić diabłu dwóch synów.
Przechodzą mnie dreszcze. Postanawiam zmienić temat.
– Jakiego wyznania są mieszkańcy Apaneki? – wypytuję.
– Większość to chrześcijanie. Katolicy, ewangelicy, metodyści…
– A ludzie są mocno wierzący? Czy to tak bardziej z deklaracji?
– Nie, w niedzielę kościoły są pełne.
– Co wcale nie przeszkadza im wierzyć w pakty z diabłem… – dopowiadam już w myślach.
– Jakiego wyznania są mieszkańcy Apaneki? – wypytuję.
– Większość to chrześcijanie. Katolicy, ewangelicy, metodyści…
– A ludzie są mocno wierzący? Czy to tak bardziej z deklaracji?
– Nie, w niedzielę kościoły są pełne.
– Co wcale nie przeszkadza im wierzyć w pakty z diabłem… – dopowiadam już w myślach.
Położona w górskiej dolinie Apaneca. Pokryte krzewami kawy wzgórza zapraszają wręcz na spacer. |
Wszystko, co w zasięgu wzroku, to plantacje kawy. |
I wszystkie należą do jednego człowieka – sprzymierzonego z diabłem Carlosa Bartesa. |
Wrota do piekła, czyli wejście do posiadłości Bartesa. |
Już wejścia wyczuwa się dziwne wibracje. Jose twierdzi, że nie jest w stanie dalej zbliżyć swych dłoni. Odpycha je dziwna, nieczysta siła. Dalej wchodzić nie chce. |
Z Jose – moim przewodnikiem (i skarbnicą informacji o rzeczach nadprzyrodzonych) |
Zdjęcie tytułowe: 1
4 KOMENTARZE
od początku twoje podróży mija już 5 miesięcy. Przeczytaj maila – tato
Trzeba uwarzac z tymi nieczystymi silami dla wlasnego dobra! Chodzenie do kosciola w niedziely same w sobie nic nie znaczy. Trzeba modlic sie naprawde, czytac pisma swiety i miec swiety duch.
Naprawdę jesteś już pół roku za granicą i publikujesz stamtąd? 🙂
Naprawdę. A żeby było śmieszniej, to prawie wszystko pisze i publikuję przez telefon.