Douglas San Salwador. 23-34-87-57. Przekraczając granicę z Salwadorem przypominam sobie o tym wpisie w telefonie. Gościa nie znam prawie w ogóle. Kiedyś minęliśmy się w restauracji, rozmawialiśmy może 10 minut. Wiem tylko tyle, co mówi książka telefoniczna – nazywa się Douglas i mieszka w stolicy Salwadoru. Jeśli dobrze pamiętam, jest Gwatemalczykiem. Nie wiem nawet dlaczego mam jego numer. No ale skoro mam, to dlaczego nie skorzystać?
Umawiamy się na wspólny wypad za miasto. El Boqueron, okoliczny wulkan, wydaje się ciekawą propozycją na niedzielne popołudnie. W uszach jednak dzwoni mi mantra z dzieciństwa: nie rozmawiaj z nieznajomymi. A już na pewno nie pakuj się z nimi do jednego samochodu, by wywieźli Cię na najbliższy wulkan – chciałoby się dodać. Pomimo lekkiego niepokoju to właśnie postanawiam zrobić.
Spotykam Douglasa i od razu czuję się jak ma spotkaniu ze starym, dobrym znajomym. Przyjeżdża do mojego hostelu na drugim końcu miasta. Tylko po to, by powiedzieć, że Boqueron może zaczekać i zaprosić mnie do siebie do domu na niedzielne śniadanie.
Na miejscu spotykam jego mamę. Kobieta do rany przyłóż! Chcesz to i tamto? A może siamto? Smakuje Ci? Więcej soku? Herbatki? Skończyłaś już? Deser? Może spokojnie konkurować z moją babcią w zawodach na najbardziej zatroskaną osobę pod słońcem. Poza hojnym śniadaniem dostaję także propozycję zatrzymania się tutaj na kilka dni. Chcesz spać w hostelu? Sama? Ale po co? A tak w ogóle to dlaczego nie przyjechałaś do nas od razu? Mało tego, dostaję również zaproszenie do Gwatemali. Jak już będę w Gwate, koniecznie, ale to koniecznie muszę ją odwiedzić. Ugotuje mi to i tamto. Ach i siamo! Siamto jest takie smaczne! Tu nie, tu nie może, nie ma składników. Ale w Gwatemali! Ojj, tyle rzeczy do spróbowania. Zobaczysz, nie będziesz chciała wychodzić z kuchni. Ponadto od razu zaczyna planować moją wizytę po mieście. Z Gienkiem zorganizuje samochód, zabiorą mnie tu i tam. Jestem katoliczką? Tak? To dobrze, oj dobrze. To pójdziemy też na mszę. Takie wspaniałe kościoły!
Kolejne godziny wypełnianiają historie o Gwatemali, emigracji i mentalności Salwadorczyków. Czas płynie niepostrzeżenie. Nim się obejrzę mija godzina, dwie, tydzień. TYDZIEŃ? To ja już tu jestem tydzień? Tak długo nigdy się jeszcze na kawie nie zasiedziałam…
Gospodarze z sercem na dłoni. |
1 KOMENTARZ
To radość spotkać takich ludzi, czy w Polsce mogłoby się to zdarzyć, gościć nieznajomego przez tydzień ????