Przejdź do treści
Sójka za morzem
  • Blog
  • O mnie
  • Filozofia
  • Trasa
  • Kontakt
  • English
  • Polski
Szukaj

Chamula. Życie w wiosce Majów

  • surikatka
  • 22 września 20164 października 2016
  • Meksyk

Chamula miała być po prostu kolejnym urokliwym miasteczkiem na mojej trasie. Góry na południu Meksyku, wioska ukryta w jednej z żyznych dolin, rdzenna ludność w kolorowych strojach. Rustykalnie, wesoło i nieco chaotycznie. Tak przynajmniej to sobie wyobrażałam. Jednak gdy usłyszałam od mojego przewodnika: „Lepiej zostaw aparat w samochodzie. To może się źle skończyć”, wiedziałam już, że wcale tak pozytywnie nie będzie.

Wolnoć Tomku w swoim domku
Chamula, choć oficjalnie podchodzi pod jurysdykcję Meksyku, tak naprawdę rządzi się własnymi prawami. Tutejsza ludność jest z natury bardzo agresywna i niezależna. Jeśli tylko będą chcieli coś dostać wyegzekwują to siłą. Jeśli tylko coś nie będzie im się podobać, są w stanie zabić. Rząd, w obawie o rozlew krwi, przymyka więc oczy na to, co się tam dzieje.  Choć wioska nie ma autonomii na papierze, to meksykańskie prawa przestają obowiązywać jak tylko przekroczysz jej granicę.

– Dużym problemem tu jest korupcja. Ludzie nie rozumieją pojęcia takich słów jak budżet miasta czy  dobro społeczne. – opowiada Augustyn, lekarz w tutejszej wiosce – Oni wierzą, że jeśli miasteczku przydzielono roczny budżet w wysokości miliona peso, to owy milion trzeba równo podzielić pomiędzy ich mieszkańców. Rokrocznie wypłacają więc sobie bonusy. Należą się każdemu mieszkańcy wioski, przy czym kobiety dostają połowę tej kwoty co mężczyźni. Kobieta jest bowiem warta połowę tego, co mężczyzna.

Tak robią już od lat. Ponieważ w budżecie nie zostaje ani grosz, nie ma pieniędzy nawet na najprostsze rzeczy – pomalowanie szkoły, załatanie dziur w drodze, wyprawki dla uczniów. Kilka lat temu burmistrz miasta zaproponował więc, by pomiędzy mieszkańców rozdzielono 2/3 budżetu, a pozostałe pieniądze pozostały w kasie miasta. Wydaje się rozsądne prawda? Nie zabierać im wszystkiego od razu, a jednak dążyć do tego, by były jakieś pieniądze publiczne. Ale oni tak tego nie widzą. Dla nich była to zwyczajna kradzież. Burmistrz chciał zawłaszczyć 1/3 pieniędzy, które powinny być rozdzielone. Wiesz co zrobili? Zamordowali go. Na rynku, w biały dzień.

Życie duchowe
Centrum Chamuli stanowi kościół. Z zewnątrz niczym nie różni się od tysięcy innych kolonialnych świątyń. Prosta, jednonawowa struktura, białe ściany i kolorowe witraże w oknach. Jednak w środku niczym nie przypomina katolickiego kościoła. Świątynię wypełniają setki, jeśli nie tysiące świec. Niektóre poustawiane są na podłodze przed wiernymi. Inne na stołach poustawianych wzdłuż ścian. Tuż za nimi poustawiane są figurki świętych. Niektóre, jak św. Tomasz czy św. Szymon, faktycznie należą do panteonu świętych. Inne są jednak produktem wyobraźni lokalsów. Każdy ze świętych ma zawieszone na szyi lusterko. Wszystko po to, by wierzący, spowiadając się przed swoim patronem, mógł zobaczyć własne odbicie. A jako że nie można okłamywać samego siebie, przed figurką z lusterkiem spowiedź musi być szczera.

Brak tu jakichkolwiek ławek czy krzeseł. Przestrzeń pośrodku świątyni jest po prostu pusta. Podłogę pokrywają igły sosny, która uważana jest za święte drzewo.  Wierni modlą się siedząc lub klęcząc na podłodze.  Przed sobą ustawiają rzędy świeczek – od najmniejszych do największych. Każda świeczka odpowiada jakiemuś życzeniu. Te małe, kilkucentymetrowe, odpowiadają tym najmniejszym prośbom. Chcesz dobrze dogadywać się z sąsiadem lub prosisz o dobre sprawowanie twoich dzieci. Te większe, mierzące nawet pół metra, symbolizują dużo trudniejsze pragnienia. To może być prośba o uleczenie chorej na raka matki lub o błogosławieństwo dla niepłodnej pary. Lokalsi odpalają świeczka po świeczce, wypowiadając na głos swoje prośby. Zostaną przy nich tak długo, jak długo będzie się palił ich ogień. By oczyścić ciało i duszę, popijają szklanka za szklanką przezroczystą substancję o nazwie pox (czyt.: posz). Choć mozna odnieść wrażenie, że to woda, w rzeczywistości jest to 50-60% bimber produkowany z kukurydzy. Niemal każdy przychodzi do świątyni z butelką tego specyfiku. Podobnie jak igły sosny i ogień świec, ma przybliżyć wiernych do Boga. Piją go niemal wszyscy: kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi. Ba! Nawet niemowlętom przemywa się nim dziąsła. Czasem, by przeprowadzić ceremonię oczyszczenia, sam pox nie wystarcza. Trzeba wtedy złożyć ofiarę. Najlepiej z kury. Gdy przy podcinaniu gardła leje się dużo krwi (co podobno jest rzadkością przy zabijaniu drobiu), jest to oznaką, że dana osoba faktycznie miała w sobie dużo negatywnej energii. Udało się ją jednak uwolnić wraz z krwią ofiary. Teraz tylko pozostaje wypić szklankę lub dwie pox i wszystko powinno wrócić do normy.

Kup pan sobie żonę
Relacje damsko-męskie są bardzo specyficzne. Na ulicach nie ma nikogo, kto okazywałby jakiekolwiek oznaki czułości swojemu partnerowi. Nie ma par trzymających się za ręce, nie ma niewinnych buziaków, nie ma nawet serdecznych, odwzajemnionych uśmiechów. Wszystko jest bowiem elementem transakcji.

Gdy młodemu mężczyźnie podoba się jakaś dziewczyna, zgodnie z tradycją powinien udać się do jej rodzinnego domu i poprosić jej rodziców, by wydali ją za mąż. Im szybciej, tym lepiej. Wiele dziewcząt w wieku czternastu-piętnastu lat jest już bowiem zamężna czy ciężarna. By wkupić się w łaski rodziny, zobowiązany jest przynieść ze sobą odpowiednie ilości jedzenia najlepszej jakości. Jeśli rodzice uznają, że kandydat jest warty zachodu, teraz czeka go wyprawienie wesela. Zaprasza się na nie całą rodzinę panny młodej i pana młodego. Przy czym pojęcie „rodzina” jest tu bardzo szeroko rozumiane. To nie tylko babcia, ciocie i wujki. To także kuzyn męża siostry i szwagier przyjaciela sąsiada. O nikim nie można zapomnieć. Na weselu często jest więc kilkaset osób. A za wszystko musi zapłacić pan młody (czy raczej – jego rodzice).

Zakup najlepszego jedzenia dla teściów i opłacenie wesela na czterysta osób – to wszystko kosztuje. I to sporo. Bardziej opłaca się więc… kupić żonę. W tej wersji kandydat udaje się do rodziców swojej wybranki i po prostu negocjuje cenę. Im dziewczyna jest pulchniejsza, tym droższa. Otyłość jest bowiem oznaką dobrobytu. Jeśli masz dużo pieniędzy, masz co włożyć do garnka. Jesz dużo i tłusto, gromadząc kolejne kilogramy na brzuchu i udach. Podobnie, droższe są te wybranki, które skończyły szkołę (choć i tu kończy się głównie na podstawówce) i te, które mówią po hiszpańsku (co tutaj jest raczej wyjątkiem niż regułą). W zależności od modelu, żonę można nabyć za 10-15 tysięcy peso (2-3 tysiące złotych). Po uiszczeniu opłaty dziewczyna jest już twoja. Bez kupowania jedzenia dla rodziców, bez wyprawiania hucznego wesela. Proste, prawda?

Tradycyjny strój kobiecy – kolorowa, ręcznie haftowana bluzka i spódnica ze skóry czarnej owcy. Mało która z kobiet nosi torebkę. W faldach spódnicy zmieści się bowiem wszystko – od kluczy i pieniędzy, po pokarm dla dziecka.
W podobny sposób ubierają się nie tylko dorosłe kobiety, lecz także nastolatki i dzieci.
Sklep w okolicach Chamuli. Oprócz artykułów spożywczych znajdziemy tu niezbędne artykuły religijne – świece różnej wielkości (na pogrzeby różnej wielkości) i pox.
Pox, tradycyjny napój okolic Chamuli, przygotowuje się z kukurydzy. Większość rodzin przyrządza go samodzielnie. Można go również nabyć w sklepie w dowolnej ilości. 100, 200, 1000 ml? Nie ma problemu. Tylko znajdę Ci odpowiednio dużą butelkę po coca-coli.
Cena: 8 zł za pół litra.

Zamieszczono w Meksyk
surikatka
1 KOMENTARZ
  • Wanda i Zbigniew Węgrzyńscy
    2 listopada 2016 o 04:39
    Odpowiedz

    Tam byliśmy , tych obrządków byliśmy świadkami , było klimatycznie i z dreszczykiem .
    Gratulujemy odwagi i podziwiamy lekkość pisania .

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Daj lajka

Przeglądaj

Panama

Kostaryka

Nikaragua

Honduras

Salwador

Gwatemala

Belize

Meksyk

Kuba

 

Ostatnie wpisy

Miejsca

Motyw od Colorlib wspierany przez WordPress