Po zgiełku stolicy przyszedł czas na odwiedzenie jakiegoś spokojniejszego miejsca. Odkrycia drugiego, rustykalnego oblicza Kuby. Początkowo wieś Las Terrazas zdawała niczym nie różnić się od innych wsi. Zielone pagórki wyrastały jeden za drugim. Wijąca się między nimi ścieżka uparcie pięła się w górę. Zakręt za zakrętem, mijałam kolejne kilometry. Wraz z nimi powoli ustępował gęsty las i wyłaniały się zielone pola. Przecinała je szaro-błękitna wstążka rzeki. Gdzieś w oddali dostrzec można było piętrowe domki. Skryte za koronami drzew, wyglądały tak, jakby bardzo chciały wydrzeć dżungli ten niewielki kawałek. Bujna roślinność wypełniała okolice. Powietrze przenikał spokój, a w uszach brzmiała unikatowa cisza.
Na obrzeżach miejscowości znajdowało się niewielkie jeziorko. Wtopione pomiędzy zielone pagórki, idealnie wpisywało się w otoczenie. Doskonale płaska tafla wody i kilka bezpańskich łódek na brzegu stanowiły świetną kombinację. Zauroczona miejscem, zdecydowałam się wsiąść do jednej z nich. Leniwie wiosłując, powoli wypłynęłam na środek bajorka. Zaburzanie tej idealnej ciszy pluskiem wody działało kojąco na moją duszę. Cisza. Plus. Cisza. Plusk. Nagle jednak ciszę zaczął zastępować szum wody. Teraz jest więc plusk i szum. Plusk. Szum. Zaintrygowana, zdecydowałam się popłynąć za dźwiękiem. Po kilkuset metrach tafla wody po prostu urywa się. Wychylam głowę i dostrzegam wodospad. To on odpowiedzialny jest za szmer wody, który słychać było już z odległości kilkuset metrów. Nic zaskakującego, to przecież właśnie wodospadu się spodziewałam. Nigdy jednak nie przyszłoby mi jednak na myśl, że może on być… betonowy.
Las Terrazas, a także cała okolica, zostały bowiem zaprojektowane i stworzone według planu. Domy, sklepy i restauracyjki – wszystko zostało dokładnie wyliczone i postawione dokładnie tam, gdzie przewidziała to administracja Fidela Castro. Co więcej, gęste lasy w okolicy są także efektem planu. Wszystkie drzewa zasiane zostały ludzką ręką. Ba! Nawet rzeki i jeziora są dokładnie tam, gdzie zaplanowano. Wszystko, włącznie z tym, gdzie rosną palmy i gdzie płynie rzeka, musiało być szczegółowo zaplanowane. Bez dobrego planu nie powstanie bowiem wieś programowo idealna.
Wygląda niepozornie, prawda? Kto by pomyślał, że to jeziorko jest sztuczne…
Wszystko, włącznie z tym, gdzie płynie rzeka, a gdzie rosną drzewa, zostało dokładnie zaplanowane.
O historii słów kilka
Okolice Las Terrazas nie zawsze były tak gęsto zalesione. W okresie kolonialnym rejon ten bardzo ucierpiał z powodu deforestacji. Drzewa były masowo wycinane na potrzeby konstrukcji nowych osad. Powstające w tej okolicy odkrywkowe kopalnie miedzi całkowicie dodatkowo niszczyły teren. Rozwijające się plantacje kawy niemal całkowicie zrujnowały ziemię. Pomimo żyznych gleb i tropikalnego klimatu, dominował tu krajobraz iście księżycowy.
W 1968 roku Fidel Castro przedstawił pomysł zielonej rewolucji. Idea była prosta: przeprowadzić zalesienie górzystych rejonów, których lasy zostały całkowicie wycięte przez hiszpańskich konkwistadorów. Zasadzić drzewa owocowe na terenach dawnych plantacji kawy. A także, a może właśnie przede wszystkim, poprawić styl życia tutejszych wieśniaków. W tej części Kuby mieszkali bowiem głównie nieumiejący czytać i pisać producenci węgla drzewnego. Nierzadko żyli w spartańskich warunkach. Brak dostępu do elektryczności czy bieżącej wody był tutaj chlebem powszednim.
Planem zielonej rewolucji objęto 5000 hektarów zdegradowanego lądu. Sprowadzono tu sto osób, które przez szereg miesięcy zajmowały się tylko sadzeniem drzew. Zasadzono tysiące, jeśli nie miliony drzew. By zapobiec erozji gleby, konstruowano swoiste tarasy (stąd też nazwa miejscowości – Las Terrazas). To właśnie na tych tarasowych zboczach pojawiały się powoli kolejne sadzonki cedru, mahoniu i hibiskusa. Nie brakowało także drzew owocowych. W gąszczu sadzonek regularnie pojawiały się przyszłe drzewa grejpfrutu, papaji, mandarynki i awokado. Po zakończeniu zalesiania, w okolicy utworzono zbiornik wodny. Na jego brzegach z kolei zaczęto konstruować modelową wioskę.
Zbudowano dobrze rozwiniętą sieć dróg, łączącą idealną wioskę z autostradą i sąsiednimi miejscowościami. Wybudowano domy, szkołę, plac zabaw i klinikę. Znajdowało się tu wszystko, czego potrzeba: centrum rekreacji, szkoła, przychodnia, apteka, poczta, piekarnia, lodziarnia, biblioteka, a nawet kino … Wioska stała się właściwie samowystarczalna.
Tak właśnie według Castro wyglądać miał raj na ziemii.
Las Terrazas współcześnie
Z czasem w Las Terrazas pojawiły się także hotele, restauracje i sklepy z rękodziełem artystycznym. Las Terrazas, zamiast malutką, zagubioną w dżungli wioską, stała się właściwie mini-miasteczkiem. Dziś mieszka tu blisko tysiąc osób. Jednak tylko nieliczni zajmują się rolnictwem. W okolicy nie ma bowiem uprawnych pól i mlecznych farm. Nie ma muczących krów, meczących kóz ani gdaczących kur. Jest za to jeden hotel, dwa kąpieliska i kilka restauracyjek. I to właśnie napływające ze stolicy rzesze weekendowych turystów zasilają budżet wioski. Temu wszystkiemu towarzyszą tak dumnie brzmiące hasła jak zrównoważony rozwój, wydajność energetyczna czy życie w harmonii z naturą.
W Las Terrazas wszystkie instalacje (hotele, restauracje i kąpieliska) należą do państwa. Wszystkie zarobione tutaj pieniądze są ponownie inwestowane wewnątrz społeczności. Nadwyżkowe dochody inwestuje się w zrekonstruowaną biosferę albo w samą wioskę. Dobrze prosperująca turystyka przekłada się więc nie tylko na zadbane lasy, ale także na dobrze wyposażoną bibliotekę i przychodnię.
Wszystko, co znajduje się w tej idealnej wiosce, jest państwowe. Począwszy od mieszkań, poprzez piekarnię i lodziarnię, a na hotelach kończąc. Prywatne biznesy są tutaj zakazane. Nie ma tu więc kafeterii urządzonych w domach ani fryzjerów strzygących na podwórkach. Nie ma rzeźników sprzedających świeżo ubite mięso w swych przedpokojach ani babeczek oferujących domowe wypieki. Wszystko jest dokładnie tak, jak zostało zaplanowane. Piekarnia jedna. Hotel jeden. Restauracji trzy. Stołówka jedna. Wszystko tak, jak zostało wyliczone.
W oczach Kubańczyków Las Terrazas uważane jest za lepsze miejsce. Tutejsi mieszkańcy żyją spokojnie i wygodnie. Nie mają problemu co włożyć do garnka ani nie narzekają na służbę zdrowia. Jednak ten idealny świat nie jest dostępny dla każdego. W Las Terrazas regulowana jest nawet liczba mieszkańców. Wszystkie domy należą bowiem do rządu. A rząd nowych budować nie zamierza. Szukający lepszego losu mogą więc co najwyżej zacisnąć zęby i wpisać się na długą listę oczekujących.
Aż ciężko uwierzyć, że ten zielony teren przypominał kiedyś księżycowy krajobraz. A jednak! Cała tutejsza dżungla została zasadzona ludzką ręką.
W Las Terrazas wszystko zostało dokładnie zaplanowane i zrealizowane wedle tego planu. Możecie być pewni, że to jezioro jest dokładnie tu, gdzie przewidziała je administracja Fidela Castro.
Sukces projektu był tak wielki, że w 1985 roku okolice Las Terrazas wpisano jako rezerwat przyrody na listę UNESCO.
Zbudowane tu mieszkania miały gwarantować życie w idealnym świecie. Blisko natury, ale jednocześnie z wszystkimi wygodami miasta na miejscu.
Mieszkańcy Las Terrazas mogą uważać się za szczęściarzy. Mało który Kubańczyk ma szansę mieszkać w zielonych okolicach, nie musieć codzień walczyc o to, co włożyć do garnka i mieć dostęp do dobrze zaopatrzonej służby zdrowia.
Wielu chciałoby podnieśc standard swojego życia i przenieść się właśnie tutaj. Jednak nie jest to takie proste. Wszystkie budynki mieszkalne należą do rządu. To on rozdysponowuje miejsca w mieszkaniach. A póki co konstruować nowych nie zamierza.
Chcesz tu zamieszkać? Najlepsze, co możesz zrobić, to wpisać się na listę oczekujących i uzbroić się w cieprliwość. Dużo cierpliwości.