Pierwsza podróż w nowym roku? Szwajcaria! Tanie loty i tęsknota za szwajcarskimi znajomościami sprawiły, że tu właśnie wylądowałam kilka dni temu. A jeśli chodzi o pierwsze wrażenia, to…
Jest coś takiego w Szwajcarii, co niezmiennie mnie zaskakuje. Wszystko, poczynając od rozkładu jazdy pociągów, a na spotkaniach towarzyskich kończąc funkcjonuje jak w przysłowiowym szwajcarskim zegarku. Dwuminutowe opóźnienie pociągu zostanie odnotowane na dworcowych tablicach. Zresztą bardzo możliwe, że kolejnego dnia trafi na pierwsze strony gazet z tytułem „Kryzys w kolei – pociągi doznają masowych opóźnień”. List wysłany dzisiaj do twojego odbiorcy dotrze jutro rano. Bez względu na to, czy mieszka on dwie przecznice dalej czy wysoko w górach na drugim końcu kraju. Gdy przypadkiem trafisz na kolejkę w banku, od razu zostanie Ci przydzielona karteczka z numerkiem, która uprzejmie poinformuje ile jest osób przed Toba i jaki jest czas oczekiwania. Goście, których zaprosiłeś na piątą, zapukają do twoich drzwi dokładnie wtedy, gdy kukułka zakuka pięć razy. A jeśli przypadkiem na zaproszeniu napisałeś godzinę końca imprezy, możesz być pewny, że o tej porze nikogo z gości już nie będzie. Wybitni finansiści przyciągają do kraju strumień pieniędzy. Wyrafinowane modele, których używają nierzadko są bardziej dokładne niż sam rynek. Doskonali inżynierowie pchają kraj na przód. Szukają leku na raka i kopią dwustukilometrowe tunele w masywach górskich…
Przy całej tej doskonałości organizacji, nieustannie zaskakuje mnie to, jakie Szwajcarzy mają problemy. Na ten natknęłam się kilka dni temu.
Ponieważ każdy region smakuje inaczej:
- Wyhodowane przez sympatyczną Valerią z Cournillens, kanton Fryburg
- Wyhodowane przez miłośniczkę przyrody Sinę z Naters, kanton Wallis
- Wyhodowane przez upartą Annelię z Rehetobel, kanton Appenzell
- Wyhodowane przez pracowitą Tinę z Wittnau, kanton Aargau
- Wyhodowane przez uporządkowaną Doris z Matt, kanton Glarus
- Wyhodowane przez zrównoważoną Miri z Pfyn, okolice Jeziora Bodeńskiego
Jeśli myślicie, że to po prostu reklama, to jesteście w grubym błędzie. W każdym sklepie obok zwykłych jajek znajdują się jajka pochodzące od „szczęśliwych kur”. Wyglądają niemal identycznie. Kosztują jednak dwa razy więcej i schodzą trzy razy szybciej.
Na każdym opakowaniu znajduje się kod QR. Po jego zeskanowaniu zostaniemy przekserowani na stronę producenta jajek. Teraz pozostaje nam już tylko wpisać numer serii danego jajka i… wyświetli się nam profil hodowcy. Zobaczymy jego zdjęcia i przeczytamy jakie ma hobby. Dowiemy się ile kur posiada i kiedy zaczął hodowlę. Wreszcie, znajdziemy jego adres i przy następnym wypadzie w góry będziemy mogli go odwiedzić.
Jajka od szczęśliwych kur. Obowiązkowo z QR kodem i dokładnym adresem farmy, z której pochodzą.