Dzień niepodległości to raczej smutny obraz. To szare, listopadowe popołudnia otulone słotą. To podniosłe pieśni rozbrzmiewające w radio już od samego rana. To transmisje na żywo ze składania kwiatów przy Grobie Nieznanego Żołnierza. To pełne powagi i dumy przemówienia prezydenta. To defilady żołnierzy tak poważnych, że aż strach się do nich uśmiechnąć. To pełne dumy i łez historie o tych, którzy zginęli za ojczyznę.
Jest powaga i dostonjość. Jest duma i wzruszenie. Jest nostalgia i żal. To czas, by być dumnym z tego, kim jesteśmy. Czas by szczycić się historią. By ponownie wspomnieć wszystkie wygrane bitwy i by jeszcze raz pochylić się nad tymi przegarnymi. By przywołać bohaterów narodowych, którzy pomimo beznadziejności sytuacji nie przestawali walczyć. Wreszcie, to czas by uronić nad nimi kilka łez.
A teraz wyobraź sobie, że cały ten smutek i melancholę zastępuje radość. Radość tak wielka, że chce się skakać, śpiewac i tańczyć. W końcu jest co świętować: mamy własny, niepodległy kraj! Wiwat, wiwat! Ulice pełne są pogodnych i uśmiechniętych twarzy. Tańczących dziewcząt i krzyczących chłopców. Na każdym rogu rozbrzmiewa muzyka. Młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni – niemal wszyscy rwą się do tańca. Ulicami przechodzą orkiestry dęte. Dzwięk trąbek, bębnów i puzonów zagłusza wszelkie myśli. W końcu im głośnie, tym weselej! Świętujemy! Pomiędzy orkiestrami od czasu do czasu pojawia się grupka skromnie ubranych dziewcząt. Niezręcznie wymachują pałeczkami próbując naśladować marżoretki. Pomimo zimna i deszczu uśmiech nie schodzi im z twarzy. Alkohol leje się strumieniami. Bary i kluby są pełne. Pod monopolowymi ustawiają się kolejni. Jeden po drugim wznoszone są toasty za ojczyznę. Wiwat ojczyzna! Za Twoje zdrowie! Wiwat!
Na obrzeżach miasta ustawiono wesołe miasteczko. To chyba jedyny dzień w roku, gdy możesz wsiąść na diabelski młyn, przejechać się kolejną górską czy po prostu dać się poobracać we wszystkie strony na wysokości stu metrów nad ziemią. Możesz wrzeszczeć ze strachu będąc na górze i oddychać z ulgą będąc na dole. Śmiać się do rozpuku lub po prostu mocno zaciskać zęby. Jakąkolwiek strategię wybierzesz, po zejściu czeka na ciebie kocia muzyka i różowa wata cukrowa. Cudownie, prawda? A teraz spójrz w lewo. Gdzieś w oddali ktoś daje wyraz swoim pirotechnicznym zamiłowaniom. Niebo raz po raz rozświetlają fajerwerki. Zielone, niebieskie, czerwone. Bum! Bum! Bum! Jedna za drugą w górę mkną niewielkie iskierki. Czerwone, żółte, czerwone. Zanikają na chwilę po czym pojawiają się na niebie w formie miliona złotych drobinek. Trwają raptem ułamek sekundy, lecz ledwo znikną, w ich miejsce pojawiają się kolejne. Niebieskie, czerwone, zielone. Bum! Bum! Buuuum!
Ten obraz nijak nie pasuje do święta niepodległości, prawda? A jednak, tak właśnie wygląda święto narodowe w Gwatemali. Żadnego smutku. Żadnej zadumy. Żadnej powagi. Po prostu czysta radość z tego, że mamy wolny, niepodległy kraj.
Dzień niepodległości poprzedza seria biegów z pochodnią. Gwatemalczycy wyruszają ze swoich rodzinnych miasteczek w stronę kolejnej pobliskich miejscowości, by tam zostawić płonący ogień. |
Jest głośno, tłoczno i kolorowo. Na ulicę wychodzą niemal wszyscy. |
Ulice pełne są nie tylko uczniów, ale także dumnyh rodziców i nostalgicznych absolwentów. |
Przy przemarszu „swoich” radośnie ich dopingują. Ma być głośno, kolorowo i z rozmachem. To w końcu pochód najlepszego liceum! Vamoooooos! |
Pochody trwają od rana do wieczora. Uczniowie przemierzają całe miasto, pokonując kilkanaście kilometrów. |
Towarzyszą im dźwięki bębnów, cymbałów, trąbek i puzonów. |
Im głośniej, tym lepiej! |
…radośnie! Wiwat Gwatemala! |