Xela, drugie największe miasto w Gwatemali, jest dosłownie otoczona pasmem wulkanów. Santa Maria, Zunil, Cerro Quemado, Siete Orejas, Chicabal – te wszystkie szczyty czekają na zdobycie. Nim jednak wybiorę się na kolejny, warto zapoznać się z samym miastem, nieprawdaż?
Krążąc po mieście trafiam więc do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pamiętając moje wcześniejsze doświadczenia ze sztuką, po muzeum tym nie spodziewam się zbyt wiele. Nie dziwi mnie więc, że nie zajmuje ono osobnego budynku, a upchnięte jest w gdzieś w hali starego dworca kolejowego. Nie dziwi mnie również niewielki rozmiar tego pomieszczenia. Dziwi mnie jednak to, co widzę w środku.
Pokój wielkości szkolnej klasy dosłownie pęka w szwach. Na ścianach zwisają wszelkiej maści obrazy – małe i duże, pstrokate i szare, realistyczne i abstrakcyjne. Powieszone gęsto jeden obok drugiego zajmują niemal całą przestrzeń na murach. To jednak nie wystarcza. Dziesiątki, jeśli nie setki obrazów stoją oparte o ścianę. Niektóre oprawione w ramy i gotowe do powieszenia, inne zwinięte w rulon i nieśmiało wciśnięte w kąt. Tu i ówdzie na niewielkich postumentach wznoszą się rzeźby. Jest tego tak wiele, że trudno swobodnie się przemieszczać. A żeby było jeszcze weselej, w środku tego całego rozgardiaszu stoi zastawiony tubkami farby różnej maści stolik.
Nie, to nie może być muzeum. To przecież warsztat jakiegoś artysty. Na pewno pomyliłam drzwi. Kieruję się więc do jedynej osoby w pomieszczeniu – pięćdziesięcioletniego mężczyzny, który, równie dobrze może być pracownikiem muzeum, co autorem niektórych obrazów.
-Dzień doby, czy to Muzeum Sztuki Nowoczesnej? – pytam licząc, że zaraz zostanę odesłana pod właściwy adres.
– Tak, tak. Zapraszam. Te obrazy są moje – odpowiada pokazując na jedną ze stert. – Pozostałe to dzieła innych gwatemalskich artystów.
– Tak, tak. Zapraszam. Te obrazy są moje – odpowiada pokazując na jedną ze stert. – Pozostałe to dzieła innych gwatemalskich artystów.
Zmieszana rozglądam się po pomieszczeniu. Niektóre z wiszących na ścianie obrazów są niezłe, inne kiepskie. Jednak to, co naprawdę przyciąga moją uwagę to te, które stoją oparte o ścianę czekając na lepsze czasy. Postanawiam naruszyć muzealną zasadę „nie dotykaj” i przyjrzeć się bliżej tym złożonym na niekończących się stertach. Obraz za obrazem dziwię się coraz bardziej.
-Przecież tu są całkiem niezłe obrazy! Dlaczego ich nie powiesicie? – wypytuję malarza. – Wasza kolekcja jest niezwykle bogata, ale tak nie da się jej naprawdę docenić…
-Och, myślisz że ja nad tym nie ubolewam? U siebie w domu mam drugie tyle. Ale niestety, nie mamy gdzie ich powiesić. Urząd miasta przydzielił nam tylko tę salę. – odpowiada strażnik-malarz (teraz jednak skłaniam się ku malarzowi).
-Jak to? Nie widzieli ile obrazów tu jest?
-Ich to w ogóle nie obchodzi. Sztuka jest poza obszarem ich zainteresowań.
-A ta wielka hala obok? – pytam mając na myśli dawną hale dworca. – Przecież stoi pusta.
-Też o tym myślałem. Nadawałaby się wyśmienicie. Jednak właściciele tego budynku nie chcą jej udostępnić.
-Dlaczego? Używają jej do jakiś innych celów?
-Czasem odbywają się tu bankiety biznesowe.
-Ale to przecież idealne miejsce do umieszczenia kilku obrazów! Biznes i sztuka wcale nie muszą sobie przeczyć. Powieszenie na hali obrazów prowokuje dyskusje i zmienia atmosferę takich wydarzeń. W Europie właściciele lokali byliby zachwyceni, gdyby mogli za darmo wystawiać najlepsze dzieła w kraju…
-Ale nie tutaj. Tu, w Gwatemali, sztuka nikogo nie obchodzi. Nie wspiera się artystów, nie chodzi się do galerii, nie docenia się tego, co mamy. A przecież mam tu najlepszych gwatemalskich malarzy! Tylko co z tego? Są częściej wystawiani za granicą niż tu, na miejscu.
-Och, myślisz że ja nad tym nie ubolewam? U siebie w domu mam drugie tyle. Ale niestety, nie mamy gdzie ich powiesić. Urząd miasta przydzielił nam tylko tę salę. – odpowiada strażnik-malarz (teraz jednak skłaniam się ku malarzowi).
-Jak to? Nie widzieli ile obrazów tu jest?
-Ich to w ogóle nie obchodzi. Sztuka jest poza obszarem ich zainteresowań.
-A ta wielka hala obok? – pytam mając na myśli dawną hale dworca. – Przecież stoi pusta.
-Też o tym myślałem. Nadawałaby się wyśmienicie. Jednak właściciele tego budynku nie chcą jej udostępnić.
-Dlaczego? Używają jej do jakiś innych celów?
-Czasem odbywają się tu bankiety biznesowe.
-Ale to przecież idealne miejsce do umieszczenia kilku obrazów! Biznes i sztuka wcale nie muszą sobie przeczyć. Powieszenie na hali obrazów prowokuje dyskusje i zmienia atmosferę takich wydarzeń. W Europie właściciele lokali byliby zachwyceni, gdyby mogli za darmo wystawiać najlepsze dzieła w kraju…
-Ale nie tutaj. Tu, w Gwatemali, sztuka nikogo nie obchodzi. Nie wspiera się artystów, nie chodzi się do galerii, nie docenia się tego, co mamy. A przecież mam tu najlepszych gwatemalskich malarzy! Tylko co z tego? Są częściej wystawiani za granicą niż tu, na miejscu.
Milczę. No bo czy są jakieś dobre słowa, by to skomentować?
Od słowa do słowa dowiaduję się, że te zagraniczne wystawy są bardzo dobrze przyjmowane. Były już Stany, Japonia, Niemcy i Francja. Rodrigo, bo tak nazywa się artysta, w każdym z tych miejsc, zwraca się do odwiedzających i prosi o wsparcie – o napisanie petycji do urzędu miasta Xela z prośbą o wygospodarowanie więcej miejsca dla muzeum.- Mam już 42 petycje. Mam wsparcie z Japonii, Szwajcarii, Kanady, Australii, Portugalii… Ponad dwadzieścia narodowości! – chwali się. – Nie mam jeszcze żadnej z Polski. Napiszesz podanie do burmistrza?
Nie zastanawiam się ani chwili. Kolejne pół godziny spędzam dyskutując z Rodrigo jak najlepiej ująć tę prośbę. Sam pomysł z początku może wydawać się absurdalny. No bo dlaczego zbierać petycje od obcokrajowców? Co jakiegoś Japończyka obchodzi jak wiszą obrazy gdzieś tam za oceanem? Czyż nie lepiej zwrócić się do Gwatemalczyków? To przecież ich dziedzictwo. To oni będą odwiedzać muzeum i to w ich interesie jest, by dzieła były odpowiednio wyeksponowane.
Niestety w Gwatemali większym szacunkiem darzy się zdanie obcokrajowca niż zdanie autochtona. To Amerykanie, Niemcy i Kanadyjczycy fundują największe projekty archeologiczne. To stowarzyszenia Hiszpańskie, Szwajcarskie i Francuskie wspierają odnowę kolonialnych kościołów. I to głosy kilku Japończyków, Australijczyków i Polaków będą dla burmistrza wyglądały bardziej przekonywująco niż głosy kilkunastu Gwatemalczyków. Smutne, ale prawdziwe.
Tak ciekawe miejsce! I tak niesamowity człowiek! Pełna wrażeń żegnam się z Rodrigo. Chcę już wychodzić, gdy nagle słyszę: „poczekaj chwilę!” i widzę jak znika za ścianą. Pewnie chce dać mi swoją wizytówkę. Z chęcią odezwę się do niego za kilka miesięcy. Ciekawe czy te petycje coś pomogą…
-Trzymaj – mówi wciskając mi do ręki kolorowe płótno. – To dla ciebie.
-Słucham?
-To prezent dla ciebie. Wyślij mi tylko zdjęcie, jak już go powiesisz w Polsce.
-Ale… Ale ja nie mogę tego przyjąć.
-Możesz, możesz – odpowiada z uśmiechem wręcz wypychając mnie za drzwi.
-Trzymaj – mówi wciskając mi do ręki kolorowe płótno. – To dla ciebie.
-Słucham?
-To prezent dla ciebie. Wyślij mi tylko zdjęcie, jak już go powiesisz w Polsce.
-Ale… Ale ja nie mogę tego przyjąć.
-Możesz, możesz – odpowiada z uśmiechem wręcz wypychając mnie za drzwi.
Ciągle w szoku analizuje to, co się właśnie stało. Poszłam do galerii sztuki by pooglądać dzieła lokalnych artystów. Nie zapłaciłam ani grosza za bilet wejściowy. Wróciłam z obrazem.
Witamy w Gwatemali.
Muzeum Sztuki Nowoczesnej. A może warsztat? |
Już od wejścia zastanawiasz się, czy trafiłeś w dobre miejsce. |
Więcej obrazów leży na podłodze niż wisi na ścianach… |
Niektóre są naprawdę niezłe. |
Tylko jak się do nich dogrzebać? |
Rozwijając rulon po rulonie Rodrigo pokazuje swoje ostatnie prace. |
Ale ile innych płócien nigdy nie ujrzy światła dziennego? |
Dawna hala dworca. Czyż nie nadawałaby się na wystawę? |
Z Rodrigo. Zdjęcie na do widzenia. |
Chwila, chwila! Spakuję tylko dla ciebie ten obraz… |
Ta dam! |