Archipelag San Blas to szereg wysp rozsypanych na Morzu Karaibskim, na północ od Panamy. Większość z nich to malutkie wysepki, długie na kilkadziesiąt, może kilkaset metrów. Zwykle, poza palmami kokosowymi, nie ma na nich nic. Z pośród ponad trzystu wysp, tylko czterdzieści jest zamieszkanych. I zazwyczaj jest to jedna czy dwie rodziny.
Ojczyzna Kuna – od wyspy do wyspy |
Obszar ten zamieszkany jest przez Indian Kuna. Cieszą się oni dużą niezależnością. Tak na prawdę rząd Panamy nie ma tu wiele to powiedzenia. Dumni ze swojej ojczyzny, nie pozwalają na żadne obce inwestycje. Ziemia na San Blas należeć może wyłącznie do ludu Kuna. To dlatego do dziś obszar ten pozostał prawie niedotknięty przez cywilizację. Nie ma tu luksusowych hoteli, restauracji i całej reszty. Chcesz przyjechać na San Blas? Przygotuj się, by mieszkać jak Kuna. Noclegi oferowane są w małych, bambusowych chatkach. Zwykle nie ma w nich nic poza łóżkiem czy hamakiem. Jeśli chodzi o wyżywienie, będziesz jeść to, co ugotują gospodarze. A to z kolei zależy od tego, co akurat udało im się danego dnia złapać na morzu. Łazienki są raczej prowizoryczne. Nie ma tu czegoś takiego jak bieżąca woda (no chyba że słona). Na dachu takiej prowizorycznej łazienki Kuna umieszczają beczki wypełnione wodą. Prysznic można więc brać tylko jeśli w owych beczkach jest woda.
„Hotele” u Indian Kuna |
Prowizoryczna łazienka |
Zapasy wody |
Jedynym bogactwem wysp są palmy kokosowe. To kokosy, tuż obok turystyki, stanowią główne źródło dochodów Kuna. Jeszcze kilkanaście lat walutą płatniczą był właśnie kokos. Ubrania, jedzenie, paliwo – to wszystko wymieniane było za odpowiednią ilość kokosów. Prosty przelicznik „jeden kokos-jeden dolar” obowiązuje do dziś. Wszystko, oprócz kokosów, musi być na wyspy importowane. Mieszkańcy każdej wyspy co jakiś czas kierują się w stronę lądu. Łódki przywożą dosłownie wszystko, zaczynając na słodkiej wodzie, a na doładowaniach do telefonu kończąc.
Palmy kokosowe – jedyne bogactwo na wyspach |
Z większych wysp łódki w stronę lądu wypływają codziennie, z mniejszych – raz na tydzień. Przy czym wyspa, na której mieszka pięć rodzin jest już uznawana za dużą wyspę. Małe to takie, gdzie mieszka raptem kilka osób. I które można przeskoczyć kilkoma susłami (dosłownie!). Mimo takiego oddalenia od lądu, do Indian Kuna dotarły znamiona cywilizacji. Prawie każda rodzina posiada panel słoneczny. Mało tego, wiele z nich ma również własny generator napędzany benzyną. Jest to system bardzo prowizoryczny. Nie można na przykład wyłączyć światła. Jeśli już świeci, to cała okolica.
Głównym zajęciem Kuna jest turystyka. Wszystko tutaj kręci się wokół przyjezdnych gości. Niektórzy oferują zakwaterowanie i wyżywienie, inni pracują na morzu, wożąc pasażerów od wyspy do wyspy. Nie brakuje też twórców lokalnego rękodzieła. Na każdej wyspie z łatwością odnajdziemy Kuna sprzedających kolorowe torby, narzuty i bransoletki. Czy inaczej: to Kuna sprzedający swoje wyroby odnajdzie nas.
Lokalne wyroby |
Co ciekawe, Kuna są społeczeństwem matriarchalnym. To kobiety organizują życie rodziny. Odpowiedzialne za domowy budżet, są zawsze na miejscu, gdy pora przyjąć zapłatę od turystów. Gdy mężczyzna wybiera się na ląd na zakupy, kobieta wydzieli mu odpowiednią ilość pieniędzy. Ich pozycja jest tak silna, że gdy prosiłam jednego z gospodarzy o otworzenie kokosa, poszedł do swojej żony, by spytać, czy może to zrobić.
Życie na wyspach toczy się bardzo spokojnie. Wschód i zachód słońca wyznaczają rytm życia. Poczucie czasu jest zupełnie inne. Posiłki są właśnie o wschodzie, w południe i o zachodzie. Godziny to tylko sugerowany czas. Jeśli umówisz się z łódką na trzecią, licz się z tym, że może ona być na miejscu pół godziny wcześniej czy później. No bo po co się spieszyć? Nie lepiej zatrzymać się na chwilę, posłuchać szumu morza i otworzyć kolejnego kokosa? Kuna matata.