Przejdź do treści
Sójka za morzem
  • Blog
  • O mnie
  • Filozofia
  • Trasa
  • Kontakt
  • English
  • Polski
Szukaj

Boca Brava

  • surikatka
  • 17 lutego 20164 października 2016
  • Panama
Szukając słońca kieruję się w stronę wybrzeży Pacyfiku. Celem mojej wyprawy jest Boca Brava, wyspa położona w Zatoce Chiriqui. Wizyta ta motywowana jest krótką wzmianką w przewodniku: „Boca Brava to urocza, mała wyspa pokryta siecią ścieżek spacerowych. Jest ona domem licznych małp i żółwi wodnych”. Plaża, wspinaczka i wszędobylskie małpy? Brzmi nieźle, jadę!

Na miejsce docieram pod wieczór. Ponieważ to wyspa, nie do końca wiem, czego się spodziewać. Ale oświetlona raczej nie będzie. Z lekkim  niepokojem zerkam na zegarek. Jest 17:30, mam jeszcze jakąś godzinę nim zrobi się ciemno.
Powinno wystarczyć, by znaleźć zakwaterowanie.

Moja pierwsza próba kończy się niepowodzeniem. Jedyny hotel na wyspie jest pełny. Wygląda na to, że nie tylko ja jestem na tyle sprytna, by ścigać słońce na południu kraju. Mogą zaoferować mi  współdzielenie pokoju z jakimś gościem. Ten na oko czterdziestoletni Niemiec też szuka taniego zakwaterowania i za połowę ceny pokoju chętnie odstąpi jedno łóżko. Brzmi uczciwie, ale wciąż wychodzi trochę drogo. Próbuję wiec negocjować:
-A trochę taniej by się nie dało?
-To i tak jest dobra cena. Za 20$ masz dwuosobowe łóżko w klimatyzowanym pokoju.
-Ale ja nie potrzebuję dwuosobowego łóżka! Zresztą w Panamie nigdy nie płaciłam więcej niż 15 $ za noc (co jest prawdą mocno naciąganą)
-I co, z powodu tych 5$ wolisz iść spać na plażę?  Zresztą, jeśli nie jesteś naszym gościem, nie możesz korzystać z tutejszej restauracji.  A to jedyna restauracja na wyspie. Sklepów też nie ma.
-Słucham? Nie mogę tutaj zamówić obiadu?
-No nie, to  tylko  dla gości hotelowych.  Nie chcemy, żeby zabrakło im jedzenia. Więc wiesz, zastanów się czy warto. To tylko 5$…

Z takim podejściem od razu odechciało mi się dalszych dyskusji. Miejsce może i było ładne, ale z tą atmosferą, na pewno nie sympatyczne!

Więcej hoteli na wyspie nie ma. Jest jedno miejsce,  w którym wynajmują namioty. I też sa w pełni obłożeni. Uwierzycie? Są obłożeni w NAMIOTACH. Chwila gatki-szmatki i okazuje się, że kolega znajomego przyjaciela ma pusty namiot i wolną karimatę. Rezerwuję więc karimatę (Jezu drogi, właśnie dokonałam rezerwacji miejsca w namiocie. Czy świat może być jeszcze bardziej absurdalny?)  i ruszam w drogę. Idź prosto, miń pierwszy zakręt w lewo, zignoruj, idź dalej prosto i przy drugim zakręcie skręć w lewo. Według przyjaciela znajomego kolegi jakieś 10-15 minut marszu.

Z dobytkiem na plecach (10 kg, i tak za dużo) ruszam więc na przód. Jest ciężko i gorąco. Wręcz pływam w swoich ubraniach. Dobrze, że jest jeszcze jasno. Akurat mam czas by przed zmrokiem dotrzeć na miejsce i zainstalować się w namiocie.  O!  Jest pierwszy zakręt w lewo. Jeszcze trochę i będę na miejscu. Krok, drugi, trzeci… Za kilkaset metrów wreszcie skręcam w lewo.  Mam wrażenie, że idę już piętnaście minut, a celu dalej nie widać. W końcu, zamiast na kemping, trafiam na plażę. Nie ma jednak czasu ani ochoty na zachwyty.  Plaży przyjrzę się jutro. Teraz pora znaleźć nocleg.

Na plaży spotykam parę Austriaków.  Nie, nie wiedzą gdzie jest kemping. Oni ze swoim namiotem rozłożyli  się na plaży.  Słyszeli, że jest, gdzieś tam dalej, w górę. Ale jakbym nie znalazła, to zawsze mogę wrócić, mają dwa wolne hamaki.

To  tak sympatyczne z ich strony!  Hamak na plaży to  bardzo kusząca propozycja. No ale nie ma prysznica.  A ja w tych  ubraniach po prostu pływam.  Mam jeszcze trochę czasu nim zrobi się ciemno. Uparcie szukam więc  namiotu, który  zarezerwowałam. Idę dalej na przód. Trzeba się trochę wspiąć, ale to na pewno będzie już tam, na wzgórzu. Nie było. Ścieżka prowadziła do jakiegoś luksusowego domku z wielkim tarasem.  Czy raczej, czegoś, co takim domkiem będzie, gdy budowa dobiegnie końca. Fajne miejsce, ale tu  nie ma mojego namiotu. Idę więc z powrotem i próbuję zrozumieć, gdzie tu  jeszcze można skręcić. Ooo! Jest jakiś gościu! Może on będzie wiedział?

-Dobry wieczór. Wie Pan gdzie tu jest kemping?
-Kemping? Tak, jest jeden, tuz na początku  wyspy, obok  tego  dużego hotelu.
-Nie, nie. To  nie tam. Gdzieś tu  blisko  jest podobno  jeszcze jedno miejsce, dzwoniłam tam jakieś pół godziny temu z rezerwacją…
-Hmm. Nie wiem. Ja znam tylko ten hotel i kemping obok.
-Kurcze, ale to musi gdzieś być! Chodzę już od pół godziny i nie umiem trafić. A muszę. Pozostałe miejsca są pełne.
-No nie wiem, nigdy nie słyszałem o innym kempingu. A zaraz będzie ciemno.
-To racja, mam czołówkę, ale lepiej byłoby odnaleźć to miejsce szybko.
-Nie wiem, gdzie to  jest.  Ale jeśli chcesz, to możesz przespać się dzisiaj u mnie, a jutro, za dnia, spokojnie poszukać tego kempingu. Mieszkam w tym domu na wzgórzu.

Chwila wahania. Jestem sama. Ale ten siwy staruszek raczej mi krzywdy nie zrobi. Pewnie  jak wielu innych Amerykanów po prostu szuka spokojnego miejsca na emeryturę. Po okolicy krążę już ponad pół godziny. Kempingu jak  nie było, tak nie ma. A noc zapadnie raz dwa. Upewniam się więc czy  propozycja ta jest czymś więcej niż zwykłą kurtuazją i decyduję się zaryzykować.

Robert okazał się być nie tylko jedynym mieszkańcem, ale także majstrem tego domu. To dom jego  kolegi.  On, w zamian za pracę przy budowie, może tu mieszkać za darmo. Praca nie jest lekka,  ale ma czas. Przyjechał tu dwa miesiące temu, a posiedzi pewnie jeszcze pięć lat. Jeśli wszystko  pójdzie zgodni  z planem, razem z kolegą otworzą tu hostel. Ale wcześniej trzeba wszystko wykończyć. Samemu.  Jemu to jednak nie przeszkadza. Mieszka na Hawajach, ale nie w okolicach słonecznych plaży, tylko w lesie tropikalnym. I po piętnastu latach tam ma po prostu dosyć deszczy. Chętnie wymieni je na trochę słońca na Boca Brava. I na Hawajach,  i na Boca Brava mieszka sam, praktycznie bez sąsiadów.  W obu miejscach jest tak odizolowany, że musi robić zapasy wody i jedzenia. A tu przynajmniej nie pada przez okrągły rok.

Robert odstępuje mi swoja kabinę (dziwne połączenie sypialni, łazienki i kuchni w jednym pomieszczenu), a sam kieruje się na piętro. Gdy na to patrzę, robię się trochę zestresowana.

Chwiejnym krokiem  wchodzi po drabinie,  później siada na niewykończonym tarasie. Czy  raczej na belkach, na których spocznie podłoga tarasu. To samo w sobie jest niebezpieczne. A on  na dodatek jest po kilku głębszych!  Jak coś się stanie, to będzie tylko i wyłącznie moja wina…

Nic się jednak nie stało. Kolejnego dnia dowiedziałam się, że Robert pół życia spędził na budowie. Mieszkając na Hawajach pracował właśnie przy konstrukcji luksusowych domów.  Kamień z serca.

Aaa. Dowiedziałam się również, że mogę zostać u niego kilka dni dłużej. No bo skoro to tylko kilka dni, to przecież nie warto się przenosić. Nie dyskutowałam.

Sympatyczna para Austriaków
I ich hamaki

Z Robertem, moim gospodarzem

Małpy!  Tu są małpy!

Zamieszczono w Panama
surikatka

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Daj lajka

Przeglądaj

Panama

Kostaryka

Nikaragua

Honduras

Salwador

Gwatemala

Belize

Meksyk

Kuba

 

Ostatnie wpisy

Miejsca

Motyw od Colorlib wspierany przez WordPress