W latynoskich telenowelach zawsze jest ten sam schemat. Piękne posiadłości, urocze dziewczęta, przystojni chłopcy i… niekończący się dramat. Maria zdradziła swojego narzeczonego, Juana, z Hectorem. Były narzeczony rozpacza i niemal podcina sobie żyły. Maria znajduje go niemal w ostatnim momencie. Gdyby przyszła pięć minut później, mogłaby oglądać go już tylko na cmentarzu! A przecież tak go kocha, tak bardzo chce z nim być. Musi jednak wyjaśnić sprawy z Hectorem. To była tylko słodka chwila zapomnienia. Tylko ten jeden, jedyny raz. A nawet wtedy ona prawie nie miała na to ochoty. Była po prostu smutna, potrzebowała pocieszenia… Tak właściwie to wszystko wina Hectora. Oskarża więc go o gwałt. Jeszcze tego samego dnia bogu ducha winny Hector trafia do więzienia. Juan, wyczuwając beznadziejność całej sytuacji, popełnia samobójstwo. A Maria? Maria zostaje sama z paczką chusteczek i rosnącym brzuchem.
Oglądając latynoskie telenowele zawsze zadziwiała mnie dramaturgia akcji. Serial po serialu powtarza się ten sam schemat. Jest wielka miłość i zdrada. Rozpacz i zemsta. Szantaż i próba samobójcza. Zazdrość i oskarżenie o gwałt. Fabuła trzyma w napięciu (czy Julio zdradzi Rosę ?). Dziwna mieszanka współczucia, niepokoju i empatii wypełnia serca widzów, a na ekranie pojawiają się nieprzerwanie wstrząsające historie. No właśnie… NA EKRANIE. Nigdy, ale to nigdy, nie przyszłoby mi do głowy, że właśnie tak może wyglądać prawdziwe życie. A jednak.
Nikaragua. Czekam na przystanku w Koziej Wólce. Tuż obok siedzi młoda, niezwykle atrakcyjna dziewczyna. Uśmiecha się szeroko gładząc powoli zaokrąglony brzuszek. To będzie dziewczynka, nazwie ją Maria, po babci. Teraz jedzie do pobliskiej miejscowości by kupić ubranka dla maleństwa. Jest wprawdzie dopiero w siódmym miesiącu, ale już nie może się doczekać. Dziwi mnie, że jedzie sama. Dopytuję więc:
– Dlaczego jedziesz sama? Nie wolałabyś, żeby towarzyszył Ci ojciec dziecka?
– On ma już swoją rodzinę. Żonę i dwójkę dzieci. Nie będę im przeszkadzać.
– Dlaczego jedziesz sama? Nie wolałabyś, żeby towarzyszył Ci ojciec dziecka?
– On ma już swoją rodzinę. Żonę i dwójkę dzieci. Nie będę im przeszkadzać.
Ilość kobiet samotnie wychowujących dzieci każe domyślać się, że takie sytuacje wcale nie należą do rzadkości. Liczba tych, które mają trójkę dzieci, lecz każde z innym mężczyzną sugeruje, że ich historie są często jeszcze bardziej dramatyczne.
Salwador. Zatrzymuję się na kilka dni w domu znajomego. To jeden z tych ludzi, którym bez względu na upał i długość korków uśmiech nie schodzi z ust. Jego dobry humor jest wręcz zaraźliwy. Do wszystkich, których spotyka, podchodzi z sercem na dłoni. Dziwi mnie więc, że ktoś taki żyje samotnie. W społeczeństwie latynoskim, gdzie pełno jest popisujących się macho, ktoś kto traktuje innych z szacunkiem jest rzadkim wyjątkiem. Nie mogę więc pojąć dlaczego żadna Salwadorka tego nie doceniła.
– Nigdy nie myślałeś, żeby się ożenić? – pytam.
– Miałem kiedyś rodzinę. Żonę i córkę.
– O! Masz jej zdjęcie? Ile ma lat? Jak się nazywa? – wypytuję o córkę, próbując uniknąć poruszania niewygodnego tematu byłej żony.
– Alessandra ma osiem lat. Jest prześliczna – odpowiada dumny ojciec pokazując zdjęcie.
– Jak często się widujecie? Gdzie ją zabierasz na spacery?
– W ogóle. Ostatni raz widziałem ją dwa lata temu. A i to było z odległości ponad stu metrów.
-Jak to?
– Gdy zaczął się psuć związek z moją byłą żoną, postanowiliśmy się rozwieść. Wyprowadziłem się z domu, ale wciąż przychodziłem raz-dwa razy w tygodniu pobawić się z Alessandrą. Jej mama nie była mi zbyt przychylna, ciągle się kłóciliśmy. Ignorowałem to i wciąż przychodziłem, by zabrać małą na spacer czy na lody. Miała wtedy pięć lat. Pewnego dnia moja była żona zadzwoniła na policję i oskarżyła mnie o seksualne wykorzystywanie Alessandry. Powiedziała im, że zgwałciłem ją małym palcem. Kilka godzin później byłem już we więzieniu. Postawiono mi zarzuty, lecz nie wyznaczono daty rozprawy. Codziennie mówiono mi coś innego. Miała być za trzy tygodnie, po trzech tygodniach za dwa, a po dwóch za pięć. Spędziłem tak cały rok i gdyby nie pewien przyjaciel, pewnie dalej bym tam siedział. Na rozprawie dostałem sądowy zakaz zbliżania się do własnej córki. Wyszedłem na wolność, ale w międzyczasie moja była żona narobiła mi takiego syfu w papierach, że nie mogłem dostać żadnej pracy. To dlatego przeprowadziłem się z Gwatemali do Salwadoru. Z powodu jednego jej słowa całe moje życie stanęło na głowie.
– Nigdy nie myślałeś, żeby się ożenić? – pytam.
– Miałem kiedyś rodzinę. Żonę i córkę.
– O! Masz jej zdjęcie? Ile ma lat? Jak się nazywa? – wypytuję o córkę, próbując uniknąć poruszania niewygodnego tematu byłej żony.
– Alessandra ma osiem lat. Jest prześliczna – odpowiada dumny ojciec pokazując zdjęcie.
– Jak często się widujecie? Gdzie ją zabierasz na spacery?
– W ogóle. Ostatni raz widziałem ją dwa lata temu. A i to było z odległości ponad stu metrów.
-Jak to?
– Gdy zaczął się psuć związek z moją byłą żoną, postanowiliśmy się rozwieść. Wyprowadziłem się z domu, ale wciąż przychodziłem raz-dwa razy w tygodniu pobawić się z Alessandrą. Jej mama nie była mi zbyt przychylna, ciągle się kłóciliśmy. Ignorowałem to i wciąż przychodziłem, by zabrać małą na spacer czy na lody. Miała wtedy pięć lat. Pewnego dnia moja była żona zadzwoniła na policję i oskarżyła mnie o seksualne wykorzystywanie Alessandry. Powiedziała im, że zgwałciłem ją małym palcem. Kilka godzin później byłem już we więzieniu. Postawiono mi zarzuty, lecz nie wyznaczono daty rozprawy. Codziennie mówiono mi coś innego. Miała być za trzy tygodnie, po trzech tygodniach za dwa, a po dwóch za pięć. Spędziłem tak cały rok i gdyby nie pewien przyjaciel, pewnie dalej bym tam siedział. Na rozprawie dostałem sądowy zakaz zbliżania się do własnej córki. Wyszedłem na wolność, ale w międzyczasie moja była żona narobiła mi takiego syfu w papierach, że nie mogłem dostać żadnej pracy. To dlatego przeprowadziłem się z Gwatemali do Salwadoru. Z powodu jednego jej słowa całe moje życie stanęło na głowie.
Gwatemala. Rozmawiam z dwudziestokilkuletnim chłopakiem o różnicach kulturowych. Od słowa do słowa zeszło na temat relacji damsko-męskich:
– Jak wyglądają związki w Polsce? – dopytuje znajomy Gwatemalczyk.
– Nie rozumiem. To chyba zależy od ludzi, prawda?
– Spotykałem się przez trzy lata z pewną dziewczyną. Była stąd, z Gwatemali. Widywaliśmy się codziennie. Po pewnym czasie byłem już tym zmęczony i zaczęła mnie irytować. Nie wiedziałem, czy drażni mnie jej charakter czy po prostu za dużo czasu spędzaliśmy ostatnio razem. Poprosiłem więc ją, czy moglibyśmy nie widywać się przez tydzień. Tak po prostu, żeby złapać oddech i przemyśleć nasz związek. I wiesz co mi odpowiedziała? Że się zabije. Tak! Zagroziła, że jeśli nie będę się z nią spotykał, popełni samobójstwo. Puściłem to mimo uszu. Myślałem, że się zgrywa. Wiesz, taka gra na emocjach. Ja się zbieram z mieszkania, a ona łapie nóż i ostentacyjnie zaczyna nacinać sobie nadgarstek. Próbuję wyrwać jej nóż z ręki, ta się szamocze. Szarpaliśmy się dobre dwadzieścia minut. Poharatała mi całe ręce.Po kilku miesiącach zdecydowałem się z nią zerwać. A ona… Zadzwoniła na policję i oskarżyła mnie o gwałt. Pamiętam, jak przyjechała po mnie policja. Zaczęli mnie wypytywać, co jej zrobiłem. Nie miałem pojęcia, o co im chodzi. Zawieźli mnie do jej domu, by potwierdziła moją tożsamość czy coś. Dopiero jej matka wyjaśniła policji, że to nie możliwe, że nic nie zrobiłem… Myślałem, że tym incydentem na dobre zakończymy naszą znajomość. Ale gdzie tam! W ciągu kolejnego tygodnia miałem 1238 nieodebranych połączeń od niej. Jakby tego było mało, wciąż nachodziła mnie w mieszkaniu. Jej matka musiała zamknąć ją pod kluczem…
– Jak wyglądają związki w Polsce? – dopytuje znajomy Gwatemalczyk.
– Nie rozumiem. To chyba zależy od ludzi, prawda?
– Spotykałem się przez trzy lata z pewną dziewczyną. Była stąd, z Gwatemali. Widywaliśmy się codziennie. Po pewnym czasie byłem już tym zmęczony i zaczęła mnie irytować. Nie wiedziałem, czy drażni mnie jej charakter czy po prostu za dużo czasu spędzaliśmy ostatnio razem. Poprosiłem więc ją, czy moglibyśmy nie widywać się przez tydzień. Tak po prostu, żeby złapać oddech i przemyśleć nasz związek. I wiesz co mi odpowiedziała? Że się zabije. Tak! Zagroziła, że jeśli nie będę się z nią spotykał, popełni samobójstwo. Puściłem to mimo uszu. Myślałem, że się zgrywa. Wiesz, taka gra na emocjach. Ja się zbieram z mieszkania, a ona łapie nóż i ostentacyjnie zaczyna nacinać sobie nadgarstek. Próbuję wyrwać jej nóż z ręki, ta się szamocze. Szarpaliśmy się dobre dwadzieścia minut. Poharatała mi całe ręce.Po kilku miesiącach zdecydowałem się z nią zerwać. A ona… Zadzwoniła na policję i oskarżyła mnie o gwałt. Pamiętam, jak przyjechała po mnie policja. Zaczęli mnie wypytywać, co jej zrobiłem. Nie miałem pojęcia, o co im chodzi. Zawieźli mnie do jej domu, by potwierdziła moją tożsamość czy coś. Dopiero jej matka wyjaśniła policji, że to nie możliwe, że nic nie zrobiłem… Myślałem, że tym incydentem na dobre zakończymy naszą znajomość. Ale gdzie tam! W ciągu kolejnego tygodnia miałem 1238 nieodebranych połączeń od niej. Jakby tego było mało, wciąż nachodziła mnie w mieszkaniu. Jej matka musiała zamknąć ją pod kluczem…
W Polsce też macie takie dramaty? – kończy pytaniem swoją historię.
– Nie. Ale tutaj to chyba też nie jest na porządku dziennym, prawda?
– Może nie jest to standardowe pożegnanie, ale do rzadkości też nie należy. Czasem życie jest bliższe telenoweli niż ci się wydaje.