Przejdź do treści
Sójka za morzem
  • Blog
  • O mnie
  • Filozofia
  • Trasa
  • Kontakt
  • English
  • Polski
Szukaj

Kolory Meksyku. Fotoreportaż

  • surikatka
  • 26 września 20164 października 2016
  • Meksyk
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po przekroczeniu granicy Meksyku, są jego kolory. Na targu, na ubraniach, na ścianach i na talerzu. Kolonialne kamieniczki, ludowe ubrania, targi pełne tęczowych bibelotów, wypełnione kwiatami kościoły, a nawet tradycyjne potrawy – wszystko jest eksplodującą mieszanką kolorów.

W San Cristobal, kolonialnym miasteczku na południu kraju, zielone kamienice przeplatają się z żółtymi, żółte z czerwonymi, czerwone z niebieskimi, a niebieskie z różowymi. Wszystkie, nawet te najdziwniejsze kombinacje barw są dozwolone. Wszystko do siebie pasuje. Miszmasz ten nie jest przecież niczym innym, niż wyrazem radości z dnia codziennego, kolejnym obliczem roześmianych twarz tutejszych mieszkańców.

San Cristobal de las Casas. Kolonialne miasteczko na południu Meksyku pełne jest kamieniczek w intensywnie pastelowych barwach.
Kolorowe są hotele
Sklepy
Restauracje
A nawet kościoły!
Tymi kolorowymi uliczkami krążą równie kolorowi lokalsi. Na południu kraju nie brakuje rdzennej ludności, która swymi korzeniami sięga aż do cywilizacji Majów. Dzięki swojej agresji i uporowi, udało im się zachować niezależność. Podczas gdy cały kraj zalewany był hiszpańskimi przybyszami, którzy narzucali miejscowej ludności europejskie obyczaje, nielicznym osadom udało się zachować własne tradycje. A ponieważ większość z tych społeczności jest samowystarczalna i nie ma potrzeby ciągłego kontaktu ze światem zewnętrznym, wiele z tych tradycji udało im się zachować aż po dzień dzisiejszy.
To dlatego ulice i targi na południu Meksyku pełne są lokalsów w kolorowych strojach. Tak ubierali się ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie. Kto wie, czy właśnie takich strojów nie nosili sami Majowie? W zależności od miejsca, będą to stroje zielone, pomarańczowe, niebieskie czy fioletowe. Długie do łydki spódnice kontrastują z bogato zdobionymi bluzkami. Niektóre haftowane w pstrokate kwiaty, inne tkane w kolorowe geometryczne formy. Wszystkie przepiękne, doskonale wypracowane w najmniejszych detalach. I wszystkie, bez wyjątku, wykonane własnoręcznie przez ich właścicielki.
W okolicy San Cristobal nie brakuje wiosek pełnych rdzennej ludności. Od lat sa wierni swoim tradycjom. Między sobą rozmawiają w ich rodzimym języku (a tych w Meksyku jest ponad siedemdziesiąt!), w katolicką religie wplatają elementy kultury ludowej, a na codzień noszą tradycyjne, ręcznie robione stroje.
Tradycyjny strój kobiecy różni się w zależności od miejsca. Każda wioska ma ubiór, który charaktertstyczny jest tylko dla niej. Rodzaj i kolor materiału, sposób wyszywania kwiatów czy nawet ich wielkość – to wszystko definiuje strój danej społeczności.
Niektóre kobiety nosza więc wyszywane spódnice, inne po prostu przeplatają na biodrach materiał. U niektórych zobaczymy bogato haftowane bluzki, u innych gładkie koszulki, lecz zawsze przykryte kolorowymi narzutami.
Ponieważ strój ten noszą na codzień, już z daleka można więc poznać skąd pochodzą dane osoby.
Panie na każdym z powyższych zdjęć należą do innej społeczności.
W przeciwieństwie do kobiet, mężczyźni niezwykle rzadko przydziewają tradycyjne stroje. Na codzień zobaczyć ich można w jeansach i t-shircie. Od święta wyciągają jednak z szafy strój ludowy. Zwykle, gdy mają do załatwienia ważne sprawy administracyjne lub będą pełnić funkcje religijne.

Wioski, gdzie mieszka rdzenna ludność są w dużej mierze samowystarczalne. Jedni zajmują się uprawą roli, inni ubojem zwierząt, inni wytwarzaniem tkanin, a jeszcze inni produkcją bimbru. Każda rodzina ma jakąś funkcję, które wzajemnie się uzupełniają. Większość transakcji przeprowadza się na zasadzie berteru. Ponieważ wszyscy się znają, a połowa wioski jest ze sobą spokrewniona, zawsze można się dogadać. Pieniądz tu prawie nie cyrkuluje. Niektórzy, co bardziej przedsiębiorczy, udają się jednak do miasta, by tam sprzedawać to, co mogą.

Na ulicach można nabyć niemal wszystko.
Od jedzenia
Przez kwiaty
Sadzonki orzechów
Aż po łapacze snów
I różnej maści kolorowe bibeloty.
Każdy sprzedaje to, co może i tam, gdzie go wiatr poniesie. To, czy coś jest użyteczne, jest drugorzędnym pytaniem.
Najciekawsze bibleoty spotkamy jednak na targu.
Ręcznie robione fajki z figurką szamana.
Biżuteria z motywem śmierci w kolorze turkusu.
(No bo kto powiedział, że śmierć musi być posępna i czarno-biała?)
Czy po prostu gadające czaszki.
(Sprzedawca: „Panie, nigdzie pan takich nie znajdziesz. Czaszki owszem, ale gadające? Dwa lata się uczyłem jak nauczyć je mówić!”)
Znajdziemy też nieco bardziej tradycyjne gadżety. Od laleczek w ludowych strojach.
Przez ich miniaturki w postaci kolczyków
Aż po breloczki z figurką tutejszych rewolucjonistów.
I mój absolutny faworyt: lalki w tradycyjnym stroju ludowym z niemowlęciem schowanym pod bluzką.
Dzieciątko można wyjąć, przytulić…
… czy po prostu przyczepić (przy pomocy guzika) do cycka.

Ci, którzy sprzedają czaszki czy kolorowe laleczki należą jednak do wyjątku. Zdecydowana więkoszość autochtonów zajmuje się produkcją tkanin. Każda wioska specjalizuje się w czymś innym. I tak w Zinacantan produkuje się kolorowe płachty materiału, a w San Andres wyszywa się ręcznie kolorowe kwiaty. Mieszkańcy różnych miejscowości nie wchodzą sobie w drogę i produkują tylko to, co jest ich broszką.

Kobiety spędzają całe dznie przy swoich stanowiskach tkając, wyszywając kolorowe kwiaty, sklejając kolczyki i szyjąc laleczki.
Rzemiosła uczą się od swoich matek i babek. Przez całe lata, dzień w dzień powtarzają te same ruchy.
Dla wielu, jest to jedyne zajęcie, jakiego mają szansę się nauczyć.
Widok mężczyzn zajmujących się czymś podobnym należy do rzadkości.
Ten señor jest jedynym, którego udało mi się zobaczyć przy igle z nitką.
A i tak jego wyrobom wiele brakuje do tego bogactwa, które widać na poprzednim zdjęciu.
Produkcja tkanin wymaga niezwykłej precyzji i cierpliwości. By utkać półtorametrową płachtę potrzeba blisko dwóch tygodni pracy. I to pracy dzień w dzień, od świtu do zmroku. Kobiety stare i młode spędzają całe dnie na kolanach, przesuwając po mału nitkę za nitką. Całość pracy wykonują ręcznie. Nigdy nie zadają sobie pytania: jak można przyspieszyć ten proces? Nie zastanawiają się, co mogą zrobić, by ułatwić tę pracę. Tak przecież od zawsze robili ich przodkowie. Tak przecież musi być. I choć wiele z nich słyszała o maszynach, które przy pomocy pedałów wykonują tę samą pracę znacznie szybciej, nigdy nie przyszło im do głowy by taką nabyć. Bo to kosztuje. Bo jej obsługi trzeba się nauczyć. Bo tak jest prościej. Stoją więc w miejscu, zapatrzone na własną tradycję, podczas gdy świat gna na przód.

A one? One przecież mają czas. Przędą więc dalej.

 

Przy pomocy tych kilku kijków, odrobinie cierpliwości i dużej (ogromnej) ilości czasu zdziałać można cuda.
Wyprodukowanie półtoramterowej tkaniny z trzema szlaczkami zajmie tej babeczce jakieś dwa tygodnie. A i to jest po wielu latach praktyki!
Po dwóch tygodniach, gdy materiał jest gotowy, wystawić go można na sprzedaż. Niektóre przeznacza się jednak do haftowania. By powstały piękne, kwieciste wzory, potrzebne są kolejne dwa tygodnie pracy.
Półtorametrową tkaninę, tę nad która pracowano dwa tygodnie, nabyć można za 150 peso (30 zł).
Narzuty haftowane, nad którymi pracowano blisko miesiąc, kosztują 300 peso (60 zł).

Zamieszczono w Meksyk
surikatka
1 KOMENTARZ
  • Anonimowy
    29 września 2016 o 06:29
    Odpowiedz

    Świetny, ciekawy post. Uwielbiam Twojego bloga i jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejne. KIEDY WRACASZ?

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Daj lajka

Przeglądaj

Panama

Kostaryka

Nikaragua

Honduras

Salwador

Gwatemala

Belize

Meksyk

Kuba

 

Ostatnie wpisy

Miejsca

Motyw od Colorlib wspierany przez WordPress