San Cristobal de las Casas. Kolonialne miasteczko na południu Meksyku pełne jest kamieniczek w intensywnie pastelowych barwach. |
Kolorowe są hotele |
Sklepy |
Restauracje |
A nawet kościoły! |
Ponieważ strój ten noszą na codzień, już z daleka można więc poznać skąd pochodzą dane osoby. Panie na każdym z powyższych zdjęć należą do innej społeczności. |
Wioski, gdzie mieszka rdzenna ludność są w dużej mierze samowystarczalne. Jedni zajmują się uprawą roli, inni ubojem zwierząt, inni wytwarzaniem tkanin, a jeszcze inni produkcją bimbru. Każda rodzina ma jakąś funkcję, które wzajemnie się uzupełniają. Większość transakcji przeprowadza się na zasadzie berteru. Ponieważ wszyscy się znają, a połowa wioski jest ze sobą spokrewniona, zawsze można się dogadać. Pieniądz tu prawie nie cyrkuluje. Niektórzy, co bardziej przedsiębiorczy, udają się jednak do miasta, by tam sprzedawać to, co mogą.
Na ulicach można nabyć niemal wszystko. |
Od jedzenia |
Przez kwiaty |
Sadzonki orzechów |
Aż po łapacze snów |
I różnej maści kolorowe bibeloty. Każdy sprzedaje to, co może i tam, gdzie go wiatr poniesie. To, czy coś jest użyteczne, jest drugorzędnym pytaniem. |
Najciekawsze bibleoty spotkamy jednak na targu. |
Ręcznie robione fajki z figurką szamana. |
Biżuteria z motywem śmierci w kolorze turkusu. (No bo kto powiedział, że śmierć musi być posępna i czarno-biała?) |
Czy po prostu gadające czaszki. (Sprzedawca: „Panie, nigdzie pan takich nie znajdziesz. Czaszki owszem, ale gadające? Dwa lata się uczyłem jak nauczyć je mówić!”) |
Znajdziemy też nieco bardziej tradycyjne gadżety. Od laleczek w ludowych strojach. |
Przez ich miniaturki w postaci kolczyków |
Aż po breloczki z figurką tutejszych rewolucjonistów. |
I mój absolutny faworyt: lalki w tradycyjnym stroju ludowym z niemowlęciem schowanym pod bluzką. |
Dzieciątko można wyjąć, przytulić… |
… czy po prostu przyczepić (przy pomocy guzika) do cycka. |
Ci, którzy sprzedają czaszki czy kolorowe laleczki należą jednak do wyjątku. Zdecydowana więkoszość autochtonów zajmuje się produkcją tkanin. Każda wioska specjalizuje się w czymś innym. I tak w Zinacantan produkuje się kolorowe płachty materiału, a w San Andres wyszywa się ręcznie kolorowe kwiaty. Mieszkańcy różnych miejscowości nie wchodzą sobie w drogę i produkują tylko to, co jest ich broszką.
Kobiety spędzają całe dznie przy swoich stanowiskach tkając, wyszywając kolorowe kwiaty, sklejając kolczyki i szyjąc laleczki. |
Rzemiosła uczą się od swoich matek i babek. Przez całe lata, dzień w dzień powtarzają te same ruchy. |
Półtorametrową tkaninę, tę nad która pracowano dwa tygodnie, nabyć można za 150 peso (30 zł). Narzuty haftowane, nad którymi pracowano blisko miesiąc, kosztują 300 peso (60 zł). |
1 KOMENTARZ
Świetny, ciekawy post. Uwielbiam Twojego bloga i jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejne. KIEDY WRACASZ?