Zakręt za zakrętem. W lewo, w prawo, w lewo, w prawo. Asfaltowe serpentyny leniwie wiją się w dół i w górę. Rozklekotany autobus powoli pokonuje kilometr za kilometrem. Na każdym zakręcie ryczy dziko, sprawiając wrażenie jakby lada chwila miał rozsypać się na kawałki. Nic z tego.