Kilka prostych konwersacji zwala mnie z nóg.
W jednej z restauracji:
-Dzień dobry. Co u państwa można zjeść?
-Mamy smażonego kurczaka z ryżem.
-A! To tak jak w sąsiedniej restauracji. A wie Pani czy gdzieś w okolicy mogę dostać coś innego?
-Nie, nic innego niż kurczak nie będzie.
-Ale… dlaczego?
-Statek, który przyjechał kilka dni temu nic nie przywiózł. Tylko kurczaki.
-Ten z San Carlos?
-Tak, tak. Ten sam.
-To tu na miejscu nie ma żadnej hodowli kurczaków? Wszystkie są przewożone rzeką?
-Nie, nie hodujemy. Całe mięso tutaj jest importowane
Kolejnego dnia:
-Dzień dobry. Jest może ryba?
-Nie, nie ma. Tylko kurczak.
-Ale właściwie dlaczego tu tak ciężko o rybę? Przecież jesteśmy nad morzem. Mało tego, to miejsce jest tak oddalone, że musi tu być mnóstwo ryb i owoców morza.
-No tak. Ale łódka dzisiaj nie wypłynęła na morze.
-A dlaczego?
-Nie chciało im się.
-Dzień dobry. Są jakieś warzywa?
-To co widać?
-Czyli cebula i ziemniaki? Nic więcej?
-Nie. Ale dlaczego? Coś się stało?
-Dawno nie przywieźli już żadnych warzyw.
-Z San Carlos? To wszystkie warzywa i owoce są importowane?
-Tak, wszystko przypływa łódką.
-I na miejscu nie produkuje się nic? Dlaczego? Przecież tu są lasy tropikalne. W tym klimacie wszystko rośnie błyskawicznie. Wystarczy rzucić nasiono, a owoc wyrośnie sam…
-Tu jest rezerwat przyrody. Nie możemy nic hodować.
Z właścicielką hotelu:
-Dzień dobry. Nie ma prądu ani wody. Czy coś się stało?
-Prądu nigdy nie ma nad ranem. Generator działa gdzieś do drugiej w nocy. Potem włączają go około ósmej.
-I tak w całej miejscowości?
-Tak, wszędzie. Prąd włączają wcześniej jedynie w dni, w które wypływa łódka do San Carlos.
-A woda? Dlaczego nie ma wody?
-Wody nie ma, bo nie ma prądu. Pompujemy ją na górę, ale pompa jest na prąd.
-To znaczy, że o ósmej będzie?
-Nie. Woda jest w wodociągach tylko do 7.30.
-To kiedy można liczyć na wodę w łazience?
-Dopiero wieczorem.
-I tak jest codziennie?
-Codziennie
Wygląda na to, że tutejszy świat rządzi się swoimi prawami logiki. I na czas, który tu spędzę, chcąc nie chcąc, muszę je zaakceptować.
Tydzień w San Juan to szmat czasu. Jego nadmiaru zamierzam pozbyć się na plaży. W końcu jestem nad oceanem, a jak jest ocean to musi być i plaża, prawda? Okazuje się jednak, że to wcale nie jest takie proste. By dotrzeć nad ocean trzeba bowiem przekroczyć rzekę. Nie ma jednak mostu ani łódek, które mogłyby przewieźć Cię na drugą stronę.
-To może wpław? – pytam jednego z lokalsów. -To jest raptem dwadzieścia metrów. Nurt też nie jest silny.
-Wpław? A czego się chcesz pozbyć? Nogi czy ręki?
-?
-O krokodylach nie pomyślałaś?
Okolice San Juan to przede wszystkim woda. |
Główna ulica. |
Domy są proste, lecz funkcjonalne. |
San Juan to las. |
Delta rzeki. |
I morze. |
No i krokodyle. W rzece… |
…i w ogródku. |
3 KOMENTARZE
Excellent post
And you were there a week
….and the crocodiles
Jednym słowem spokojnie sobie żyją ( no może z wyjątkiem zagrożenia że jakiś krokodyl nagle pojawi się w ogródku… Ale jeszcze mam pytanie – jeśli oni wszystko sprowadzają to skąd mają pieniądze na to ???
Nigdy Nie usłyszałam tego głośno, ale… Trasa przemytu narkotyków z Kolumbii do USA przebiega głównie przez morze. San Juan del Norte znajduje się właśnie na tej trasie. No ale przecież tamtejsi mieszkańcy nic nie widzieli i nic nie słyszeli. Milczenie tutaj ma swoją cenę.