Do la Fortuny przyciągnął mnie, a jakżeby inaczej, kolejny wulkan. Właściwie to gdziekolwiek się nie ruszysz, trafisz na jakiś wulkan. Upstrzona jest nimi cała Kostaryka. Kraj ten znajduje się na złączeniu dwóch płyt kontynentalnych i stąd ta niesamowita aktywność geologiczna.
La Fortuna jest miejscem o bardzo ciekawej historii. Pięćdziesiąt lat temu mało kto wiedział o istnieniu tej miejscowości. Dziś jest obowiązkowym punktem na trasie wielu turystów. Ta mała rolnicza miejscowość praktycznie z dnia na dzień stała się centrum turystyki. A wszystko to za sprawą okolicznego wulkanu. Wydawało się, że wulkan Arenal jest śpiącym olbrzymem. Przez czterysta lat nie dawał żadnego znaku aktywności. Jednak w 1968 roku okazało się, że wulkan wcale nie drzemie. Nagła erupcja pogrzebała kilka okolicznych miejscowości. Strumienie lawy dotarły aż do podnóży wulkanu wyrządzając krzywdę wielu osobom. Miejscowość la Fortuna pozostała jednak nietknięta.
Od tej pory wulkan regularnie dawał sobie znać. Nie było już wielkich wybuchów, zbierających krwawe żniwo. Jednak co jakiś czas dochodziło to niewielkich erupcji. Dość często zaobserwować można było wyciekające strumienie lawy. Buchające z krateru opary widać było niemal codziennie. Rozżarzone niebo stało się tutaj codziennością. I tak przez czterdzieści lat.
Nie dziwi więc, że miejsce to stało się obowiązkowym punktem wielu turystów. Któż nie chciałby zobaczyć żarzącej czerwieni lawy, jednocześnie wiedząc, że najprawdopodobniej nie dotrą one do miejscowości u stóp wulkanu? Mało tego, wulkan był tak aktywny, że show był niemal gwarantowany. Ogniste niebo zaobserwować można było niemal codziennie. I właśnie to zaczęło przyciągać turystów.
Paradoksalnie, katastrofa, która pozbawiła domów wielu ludzi, doprowadziła do dynamicznego rozwoju okolicy. La Fortuna rozrosła się niesamowicie. W mieście pootwierano mnóstwo hoteli, restauracji, butików. Okolica całkowicie dostosowała się do potrzeb turystów. W tym pięciotysięcznym miasteczku ciężko jest znaleźć cokolwiek, co nie byłoby w jakikolwiek sposób związane z turystyką (no dobra, może kościół).I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że kilka lat temu wulkan ucichł. Tak po prostu. Z dnia na dzień. Nie ma już więc głównego powodu do odwiedzin. Pozostała jednak cała infrastruktura. I wszystkie atrakcje stworzone po to, by zatrzymać turystów dłużej niż na czas jednej sesji zdjęciowej. Są więc trasy spacerowe i baseny termalne. Są wycieczki konno i spływy po rzece. Ba! Można się tu nawet szarpnąć (dosłownie!) na zjazdy tyrolką.
Ja odpuszczam tyrolkę, kajaki i koniki. Udaję się jednak na kilka wypadów po okolicy. Towwarzyszy mi Amandine, sympatyczna Belgijka poznana w hostelu. To ona motywuje mnie do długich spacerów i jeszcze dłuższych wędrówek górskich. I dobrze. Bo jest co oglądać.
Ja odpuszczam tyrolkę, kajaki i koniki. Udaję się jednak na kilka wypadów po okolicy. Towwarzyszy mi Amandine, sympatyczna Belgijka poznana w hostelu. To ona motywuje mnie do długich spacerów i jeszcze dłuższych wędrówek górskich. I dobrze. Bo jest co oglądać.
Trzy godziny marszu. Wodospad w okolicznej dolinie. Uau.
Pięć godzin marszu. Laguna w nieczynnym kraterze. Uau.
Pół godziny stopem. Lekko rwąca rzeka. Z gorącą wodą! GORĄCĄ! Uauuu!!!
Pięć godzin marszu. Laguna w nieczynnym kraterze. Uau.
Pół godziny stopem. Lekko rwąca rzeka. Z gorącą wodą! GORĄCĄ! Uauuu!!!
Okolica jest po prostu urocza. I wcale, a to wcale, nie przeszkadza mi to, że nie widać ognistego nieba i żarzących się strumieni lawy.
Wodospad la Fortuna |
W drodze do laguny |
Z Amandine |
Wulkan Arenal |
Laguna w nieczynnym kraterze. |
Nadaktywna Amandine |
Droga powrotna. Jest stromo! |
Wulkan Arenal. Ujęcie drugie. |
Trasa przebyta! Po pięciu godzinach marszu. |
Okoliczna rzeka |
Z gorącą wodą! To tłumaczy tłumy. |